Do dzisiaj bardzo miło wspominam imprezę, którą zorganizowaliśmy z moim ówczesnym narzeczonym, z okazji walentynek. Poza tym, że była to impreza walentynkowa, to jeszcze była powiązana z balem przebierańców. Zaprosiliśmy do naszego domu kilka par i mieliśmy spędzić bardzo miły wieczór.
Szisza dla jej fanów
Tego popołudnia, a było to chyba z dziesięć lat temu, zaczęli zjeżdżać do nas goście. Każdy przywiózł ze sobą „małe co nieco”. Czekaliśmy tylko na ostatnią parę aby móc rozpocząć imprezę na całego. Jak zwykle przyjechali spóźnieni, ale od samego progu zaczęli się tłumaczyć. Okazało się, że po drodze musieli wstąpić do sklepu po sziszę. Wyczytali dzień wcześniej, że w jednym ze sklepów jest szisza w dobrej cenie. A, że ich stara szisza się zepsuła, musieli kupić sobie nową. Nową sziszę w dobrej cenie przywieźli ze sobą na imprezę. Nowa szisza w dobrej cenie naszych znajomych była w dość oryginalnym kolorze. A nawet w dwóch kolorach. Z jednej strony była wściekle różowa, a z drugiej zielona. Zielony kolor sziszy tak bardzo raził w oczy, że aż ciężko było na nią patrzeć. Jednak nasi znajomi stwierdzili, że nie mamy patrzeć na sziszę, ale ją palić. Zarządzili, że trzeba ją ochrzcić i przetestować w naszym gronie. Więc zaczęliśmy używać ich magicznej sziszy w dobrej cenie. Do sziszy przywieźli tytoń w różnych smakach. Tytoń do sziszy był wymieniany kilkukrotnie. Każdy chciał spróbować innego smaku. I muszę przyznać, że taka szisza to całkiem niezły pomysł na imprezy. Później impreza rozkręciła się na dobre. Z racji tego, że w tamtym czasie z moim obecnym mężem mieszkaliśmy trzydzieści kilometrów od miasta, wszyscy zostali u nas na noc. Następnego ranka każdy zabrał się za sprzątanie, a ja na śniadanie przyrządziłam mega wielką jajecznicę z czterdziestu jajek. To póki co był pierwszy i ostatni raz kiedy taką jajecznicę przygotowałam. A dlaczego jeszcze wspominam do dzisiaj tą imprezę. Ponieważ dwa dni po niej jechałam sama do pracy, ponieważ mój mąż zachorował. Była wtedy bardzo sroga zima, na drogach ślisko. Niestety coś poszło nie tak, wpadłam w poślizg i wylądowałam w rowie.
Samochód poszedł do kasacji, a ja od tamtej pory nie przepadam za jazdą samochodem w zimie. Chociaż po mieście mogę jeździć, gorzej jest kiedy muszę wyjechać poza miasto. Kiedy wyjeżdżamy za miasto robię wszystko aby samochód prowadził mój mąż, nawet mimo tego, że nie lubię z nim jeździć.